poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 5



- Przerąbane – stwierdził Harry, siadając przy stole w Wielkiej Sali – jeżeli tak mają wyglądać najbliższe miesiące mojego życia, to podziękuję. – widać było, że lekcje ze Ślizgonami doszczętnie go wykańczają.
- Nie było aż tak źle.. – próbowałam go pocieszyć, jednak bez skutku.
Zajęcia rzeczywiście nie wyglądały aż tak źle. Na zaklęciach powtarzaliśmy wszystko co do tej pory się nauczyliśmy. Transmutacja wyglądała podobnie. Profesor McGonagall przedstawiła nam materiał na ten rok i poprosiła o to, aby nasza współpraca ze Slytherin’em w czasie lekcji była na odpowiednim poziomie. Chyba nie tylko ja czarno widzę spełnienie tej prośby.
          Po skończonym posiłku skierowałam się do wyjścia z WS. Po drodze zatrzymał mnie czyjś głos:
- Dokąd to się wybierasz? – był to oczywiście Scott.
- A od kiedy cię tak obchodzi to co robię? – odpowiedziałam zirytowana, że nie mogę mieć nawet pięciu minut spokoju.
- Ja tylko sprawdzam czy pamiętasz co mi obiecałaś. – uśmiechnął się wrednie.
         O nie, randka… Od rana zdążyłam już zapomnieć. Muszę się z tego jakoś wywinąć, bo nie umówię się przecież z tym dupkiem. Już bym wolała szlaban u Filch’a…
- Trudno zapomnieć, skoro cały czas zatruwasz mi tym życie – odwzajemniłam ironiczny uśmiech.
- Więc co z randką? – zapytał.
- Myślałam, że jesteś trochę bardziej inteligentny. – spojrzałam na Scotta. Chyba nie zrozumiał o co mi chodziło. - Debile, wszędzie debile. – dodałam cicho, wywracając oczami  – Jakby ci to tak prosto wytłumaczyć…  Nie będzie żadnej randki. – posłałam mu wredny uśmiech.
Scott prychnął ironicznie, po czym roześmiał się.
- Nie broń się przed tym, Charlotte. Wiem, że coś do mnie czujesz, przestań to ukrywać. -
         Popatrzyłam na niego wzorkiem z serii co ty dziecko pierdolisz? Rozśmieszał mnie coraz bardziej. Pomarzyć sobie może, że się w nim zakochałam.
- Sama popatrz. Zawsze tak reagujesz, kiedy jest mowa o uczuciach. Chowasz się przed światem i emocjami pod maską wrednej dziewczyny. Nie wiem co jest tego powodem, ale uwierz, że to co robisz, jest zwykłą oznaką tchórzostwa. Gdybyś naprawdę była silna, odważyłabyś się stawić czoło przeciwieństwom losu i nie chowałabyś się pod peleryną obojętności. – przerwał na chwilę, aby zobaczyć moją reakcję.
         Stałam jak wryta, tępo wpatrując się w stojącego przede mną Scotta. Jak on w ogóle może mnie oceniać, skoro nic o mnie nie wie. Ma czelność mnie oceniać, choć sam jest złym człowiekiem. Emocje buzowały we mnie niczym bąbelki w butelce Pepsi.  Scott nie oszczędzał mnie i kontynuował:
- Dla ludzi jesteś tą idealną, zawsze opanowaną Charlotte. Zgrywasz niedostępną, chociaż pragniesz bliskości. Nie wiem, dlaczego ludzie nabierają się na ten cały teatrzyk. Tak naprawdę jesteś kłamliwą oszustką, która boi się zmian i ryzyka. Niedługo zgubisz swój charakter wśród tej sterty kłamstw i bzdur jakimi się otaczasz. Jesteś tchórzem, Charlotte – zakończył. Jego twarz była poważna, wiedziałam, że nie żartował. Powiedział coś co od dawna w sobie dusił.
        Każde jego słowo raniło jak włócznia przeszywająca serce. Ból opanowywał mnie całą, kawałek po kawałku. Każda część mojego ciała ulegała sparaliżowaniu. Nie byłam w stanie się ruszyć, wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Bodźce przestały do mnie do mnie docierać. Rzeczywistość coraz bardziej się oddalała. Przez mój umysł przetaczały się powoli słowa: „Jesteś tchórzem”. Były jak ogromny głaz, który już do końca życia będę musiała wtaczać na szczyt góry. Dotarło do mnie, że to wszystko to prawda. Nie potrafię walczyć, boję się konsekwencji.
         Moje ciało przepełniała pustka, ale taka właśnie byłam. Nic niewarta, pusta lalka, marionetka w rękach życia i wspomnień. Choć tak bardzo chciałam zachować swoją odrębność, stałam się taka jak inni. Kolejny pionek w grze.        
       Z odrętwienia wyrwała mnie zagubiona łza, błądząca delikatnie po moim prawym policzku.  Tak dawno nie czułam tego słonego smaku. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam. Jak dobrze byłoby dać upust emocjom…
       Stop!
      „Nie teraz i nie tutaj. Nie przy ludziach.” – rozkazałam sobie.
       Chociaż co to za różnica. Scott zmieszał mnie z błotem, sprawił, że czuję się nic niewarta. Dlaczego w ogóle obchodzi mnie, co on sądzi? Czemu się tak przejmuję? 
       Podniosłam wzrok. Oczy szkliły mi się od tłumionych łez.
- Prawda boli, czyż nie? – triumfował. Na jego twarzy malowała się zaciętość i powaga.
- Nienawidzę cię… - wyszeptałam i pobiegłam do dormitorium.
     
*
- Nie ma w co się ubrać ! – jęczała już od pół godziny Lavender .
-A ta żółta bluzka z koronką? Do tego czarne… - próbowała ratować sytuację Parvati, jednak nie dane było jej skończyć:
- Żartujesz? Nie pójdę nigdzie w takich szmatach! - narzekała dalej.
          Miałam już tego serdecznie dość. Ciągle tylko „nie mam się w co ubrać? Gdzie moja lokówka? Lepiej będzie pasować czerwony czy różowy lakier? ” Ja rozumiem trochę pogadać o ciuchach, kosmetykach itp., ale żeby 24 godziny na dobę?
         Podirytowana wyszłam z dormitorium i udałam się do biblioteki z zamiarem poszukania informacji do wypracowania z Numerologii.
         Spokojnie przemierzałam pusty jak na tą porę korytarz, niosąc ze sobą zwój pergaminu i pióro. Wreszcie miałam chwilę spokoju. Postanowiłam na razie nie myśleć o zajściu ze Scottem i zająć się bieżącymi sprawami. Szło mi całkiem dobrze.
        Otworzyłam drewniane drzwi prowadzące do biblioteki. Od razu poczułam znajomy zapach druku i starych ksiąg. W jednym z kątów pani Pince siedziała przy swoim biurku porządkując kartotekę. Obdarzyła mnie krótkim, niezbyt miłym spojrzeniem. Nigdy mnie nie lubiła, zresztą z wzajemnością. Stara plotkara siedząca w tej szkole chyba od samego jej początku. Często czuję na sobie jej badawczy wzrok, śledzący uważnie każdy mój ruch. Ta kobieta jest jak sklepowy monitoring. Jeśli zrobisz coś źle, złamiesz choćby najmniejszą zasadę, nie umknie to jej uwadze i możesz być pewny, ze spotkają cię za to konsekwencje.
        Ruszyłam do przodu mijając stare regały uginające się pod ciężarem wiedzy, jaka na nich spoczywała. Kamienna posadzka sprawiała, że moje kroki odbijały się echem w całej bibliotece. Zatrzymałam się przy dziale Numerologia i odszukałam na półce tytuł „Liczby magiczne i niemagiczne”. Księga nie był ciężka, więc z łatwością przetransportowałam ją do najbliższego wolnego stolika.
        Temat wypracowania nie był trudny, więc szybko się z nim uporałam. Odłożyłam książkę na miejsce i opuściłam bibliotekę. Nie miałam ochoty wracać do Pokoju Wspólnego, a do kolacji została ponad godzina.
        Włóczyłam się bezsensu po zamku rozmyślając na różne tematy, jednak skutecznie blokując wspomnienie kłótni ze Scottem. Ten dupek nie popsuje mi bardziej humoru.
        Nogi same zaniosły mnie na błonia, gdzie panowała żywa atmosfera. Pogoda dopisywała, więc większość uczniów postanowiła spędzić popołudnie na zewnątrz. Niektórzy chronili się pod drzewami przed jesiennym słońcem, kilku chłopców grało mugolską piłką, grupka Ślizgonów dokuczała małemu Puchonowi. Dzień jak co dzień. 
        Postanowiłam udać się w sekretne miejsce na skaju Zakazanego Lasu, które znałyśmy tylko ja, Luna i Padma. Często przesiadywałyśmy tam godzinami  prowadziłyśmy bezsensowne rozmowy, żartowałyśmy, cieszyłyśmy się swoim towarzystwem. Obiecałyśmy, że nikomu nie powiemy o naszym zakątku. Teraz jednak kiedy Padma nas zostawiła, to miejsce straciło swoją moc, zniknął sens jego bytu.
       Wspięłam się na wzgórze i moim oczom ukazały się wierzchołki drzew rozciągające się aż po granice horyzontu. Widok stąd był wspaniały, z prawej strony jezioro, w którym odbijało się niebo, po lewej błonia mieniące się teraz kolorami jesiennych liści, a gdzieś na uboczu osamotniona chatka Hagrida, z której komina wydostawał się jasnoszary dym.
      Przez dłuższą chwilę delektowałam się cudownym krajobrazem, po czym ruszyłam w dalszą drogę. Na zboczu wzgórza odnalazłam kamień porośnięty czerwonym mchem, skręciłam w prawo. Powoli zbliżałam się do granicy lasu, jednak zamiast wzrastającego niepokoju odczuwałam ogarniający mnie spokój. Z tym miejscem miałam jak na razie same dobre wspomnienia.
      Zostawiłam wzniesienie, z którego podziwiałam krajobraz, daleko za sobą, a moim oczom ukazała się kupka traw otulająca wejście do naszego zakątka.
      W 3 klasie razem z Padmą i Luną postanowiłyśmy wybrać się do Zakazanego Lasu, co nie okazało się najlepszym pomysłem. Po niecałych 10 minutach spaceru wśród gęstych drzew natknęłyśmy się na spłoszonego hipogryfa. Zaczęłyśmy krzyczeć i uciekać przyciągając uwagę większości stworzeń zamieszkujących las.
Hipogryf biegł za nami, gotowy do stratowania nas w każdej chwili. Gdy dotarłyśmy do granicy lasu, był tuż za nami. Nie widziałyśmy szans na ratunek, aż nagle grunt pod nami osunął i wpadłyśmy do podziemnej jamy. Stworzenie przeskoczyło otwór w ziemi i pobiegło dalej. Byłyśmy bezpieczne. Żadnej z nas nic poważnego się nie stało, nie miałyśmy jednak pojęcia jak wydostać się na zewnątrz. Jaskinia była zbyt głęboka, a ściany śliskie. Po kilku godzinach czekania, nadeszła pomoc. Nauczyciele zmartwieni naszą nieobecnością wyruszyli na poszukiwania. McGonagall była nieźle wkurzona odległością, na jaką oddaliłyśmy się od szkoły. Kiedy opowiedziałyśmy , co dokładnie się wydarzyło, rozpętało się prawdziwe piekło. Profesorka krzyczała, że jesteśmy nieodpowiedzialne i dziecinne, a na dodatek wlepiła nam szlaban i przez tydzień musiałyśmy czyścić toalety na 2 piętrze.
        Mimo wszystko rok później postanowiłyśmy wrócić i zbadać dokładniej podziemną jamę. Wyczarowałyśmy drabinę, posprzątałyśmy i tak z obskurnej jaskini zrobiło się całkiem przyjemne miejsce. Dodatkową atrakcją był podziemny strumień, którego część przepływała przez środek jamy. Później wpadałyśmy na coraz lepsze pomysły upiększenia tego miejsca, jednak kluczowe było zakrycie wejścia trawami, aby nikt inny nie dowiedział się o istnieniu naszego zakątka.
      Odsunęłam zielska zasłaniające otwór i zajrzałam do środka. Na dole ktoś był, słyszałam głos, męski głos. Najciszej jak umiałam zeszłam po drabinie, przymocowanej do skalnej ściany, i delikatnie dotknęłam stopami ziemi. Znieruchomiałam. Widok, jaki ujrzałam był bardziej szokujący niż zdjęcie Pameli Anderson bez makijażu.
________________________________________

Dodaję dzisiaj kolejny rozdział z marną nadzieją, że ktoś go przeczyta xd Mimo wszystko mam nadzieję, że się podoba. W tym tygodniu postaram się dodać kolejny :)

4 komentarze:

  1. kocham takie opowiadania ^^ idealnie napisane, fabuła i pisownia jest piękna, bardzo mi się podoba ... oby tak dalej ;) kiedy następny rozdział, bo mam niedosyt ^^

    http://japonskigeodeta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak coś to zachęcam do przeczytania poprzednich rozdziałów ;) a kolejny, tak jak już napisałam, postaram się dodać w tym tygodniu

      Usuń
    2. ok, już zabieram się za czytanie ^^

      Usuń
  2. Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem w lekkim szoku, powiem tak, czytałam dużo podobnych opowiadań ale twoje mnie troche wkreciło więc czekam na wiecej :D
    http://i-want-to-live-my-life-alone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

- Proszę o szczere komentarze, bo to one motywują mnie najbardziej :)
- Linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce SPAM :] (będzie mi łatwiej je ogarnąć)

Zapraszam na blogi mojej kolezanki :)

Obserwatorzy