czwartek, 1 sierpnia 2013

Rozdział 14

Nie wierzę! Nie wierzę! Jak ten idiota mógł mnie tak okłamać? Głupie zagrywki, a ja naprawdę myślałam, że mu na mnie zależy! Wiedziałam, że wymyślił to wszystko, tylko dlaczego byłam na tyle głupia, żeby mu zaufać?
   Nienawidzę go! Niech ten idiota zgnije w piekle, nie zależy mi na nim. Scott to cholerny oszust i kłamca!
   Rozumiem, że atakował mnie, tylko czemu wykorzystał do tego moją siostrę. Małą bezbronną dziewczynkę?!
    Tak bardzo chcę z kimś o tym porozmawiać, ale nie mam z kim. Popadam w paranoję i o to chodzi Voldemortowi. Nie rozumiem, dlaczego mu tak na mnie zależy, czemu jestem taka ważna.
    Nie chcę mu wierzyć, mam nadzieję, że to co powiedział nie jest prawdą. Ale czy myśloodsiewnia może kłamać?
   Gdy byłam w gabinecie, Voldemort stwierdził, że chce mi coś pokazać. Podszedł do myśloodsiewni i wyciągnął ze swojej głowy srebrzystą nitkę, która chwile później rozpłynęła się w kryształowej misie. Niepewnie zajrzałam do środka i zobaczyłam coś, o czym wolałabym nie wiedzieć.
Znajdowałam się w ciemnym pokoju. Okna były zasłonięte, a lampy zgaszone. Jedynym źródłem światła była mała świeczka stojąca na stoliku pośrodku pomieszczenia. Na fotelu siedział mężczyzna i obracał w swoich bladych, kościstych palcach znajomą mi różdżkę
- Przygotowałeś inferiusa? – usłyszałam syczący głos.
- Tak panie. – drugi głos dochodził z końca pokoju.
- Świetnie, świetnie!. Pokaż mi go.  -
   Zobaczyłam jak zakapturzona osoba wprowadza do pomieszczenia małego człowieczka, w którym rozpoznałam… Susan! Była zmasakrowana. Jej oczy patrzyły w różne strony, nos był przekrzywiony, a włosy… Ona nie miała włosów! Coś dziwnego stało się z jej pięknymi blond loczkami. Chciałam rzucić się na nią, przytulić i pocieszyć, ale nie mogłam, byłam dla nich wszystkich niewidzialna.
Lustrowałam dalej ciało mojej siostrzyczki. Kości odznaczały się na skórze, która wręcz zwisała z dziewczynki. Jak oni mogli jej to zrobić!?
Uporczywie czekałam aż zakapturzona postać się ujawni. Musiałam wiedzieć, kto tak skrzywdził moją siostrę.
- W takim stanie nie jest nam do niczego przydatna. – powiedział jadowitym głosem mężczyzna, wstając z fotela. To jego rozpoznałam jako pierwszego.
Voldemort skierował różdżkę w stronę Susan i wyszeptał niezrozumiałą dla mnie formułkę.
Po chwili ciało mojej siostry przeszyła fala ciepła. Dziewczynka drgnęła, a jej skóra zaczęła nabierać koloru, oczu wróciły na swoje miejsce, nos nabrał kształtu, a włosy momentalnie odrosły.
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. To co wcześniej tylko miało przypominać Susan, teraz było jej wiarygodnym odzwierciedleniem.
- Dużo lepiej – powiedział Voldemort - Teraz możesz pokazać ją Charlotte. Zobaczymy czy twój plan się powiedzie. – powiedział ironicznie Voldemort
Postać weszła w łunę światła i uklęknęła przed swoim mistrzem. Wtedy kaptur zsunął się z jej głowy  i zobaczyłam Tą twarz.
Tak znajomą, tak przeze mnie uwielbianą, tak dobrze zapamiętaną twarz Scotta Andersona.
    Wtedy coś wessało mnie do góry i po chwili stałam ponownie w gabinecie dyrektora. Zrozumiałam, że to koniec wspomnienia. Próbowałam poukładać sobie w głowie ostatnie wydarzenia i wreszcie dotarło do mnie , czego byłam świadkiem.
   Scott mnie okłamał. Susan nie żyła i wiedział o tym od początku. On jedynie stworzył jej inferiusa. Znienawidziłam go w jednej chwili. Moment, w którym zobaczyłam jak oszpecił moją biedną małą Susan, żeby służyła mu i wykonywała jej okropne rozkazy był najgorszą chwilę mojego życia.
    Posłużył się nią, żeby  zdobyć moje zaufanie. To wszystko było z góry zaplanowane. Na początek wszedł do mojego umysłu i stworzył sen, w którym rzekomo skontaktowała się że mną Susan potrzebująca pomocy. Potem zabrał mnie do domu gdzie jej inferius zabijał jakąś kobietę. Zrobił to wszystko by zdobyć moje zaufanie, by mnie do siebie przekonać!
    Myślałam, że naprawdę mu na mnie zależy, że zrobił to bo coś do mnie czuje, że chce mojego szczęścia… Teraz wiem jak bardzo się myliłam. Wykorzystał mnie, by przypodobać się swojemu Panu. Nienawidzę go! Cieszę się z tego, że już nigdy nie będę musiała go oglądać! Śmierć to jedyne na co zasłużył.
    Uderzam ręką w ścianę na wspomnienie dni, które przepłakałam przez tego oszusta. Czuję pulsujący ból przechodzący mi przez palce. Nie zwracam na to uwagi. Nic już nie czuję, nic już nie mam. Jestem niczym, śmieciem w rękach Voldemorta.
    Uświadamiam sobie właśnie, jakie moje życie było i jest żałosne. Nie miałam przyjaciół, nigdy naprawdę nie kochałam, oszukiwałam sama siebie. Ubierałam maskę, kryłam się pod nią. To jedyna kwestia, w której Scott miał rację. Chowałam się przed światem. Będąc twardą, byłam tchórzem. Bezradną, strachliwą dziewczyną, która boi się, że świat ją skrzywdzi.
   „Pora z tym skończyć” postanawiam. Muszę zdjąć maskę.
   Wybiegam z pokoju i kieruję się w znane tylko mi miejsce. Jedna z zamkniętych wież Hogwartu. Dawno opuszczona i zapomniana. Tam nikt mnie nie znajdzie.


*
POSŁUCHAJ

    Wiatr mierzwi mi włosy. Noc jest zimna. Nie zwracam na to uwagi. Stoję w podkoszulku i krótkiej spódniczce oddając się w ręce kropel deszczu spływających z nieba niczym ukojenie dla mojej skóry.
    Patrzę w księżyc. Dzisiaj pełnia. Kocham to uczucie. Stoję i patrzę jak zahipnotyzowana. Księżyc jest wielki, wspaniały, jest panem. Majestatyczny, wolny…
    Nawet on  ma więcej ode mnie. Ja jestem tylko marionetką, pustką, w której sama ginę. Nie mam sensu.

Jedna żyletka. Jedna chwila. Jedno ciecie. Jedna chwila.
Młodość trwa krotko...i szybko mija ...jeszcze zaś krócej ten kto zabija
Brak nadziei...Brak sił...Brak miłości...Brak przyszłości...
Usiądę w kącie ciemnym
Krew popłynie szybciutko a ja odejdę cichutko.

    To wydaje się takie proste. Zakończyć to. Tylko o tym marzę. Chcę końca, końca tych tortur. Nie chcę żyć, nie chcę cierpieć, nie chcę czuć.
    Podchodzę do barierki i spoglądam w dół. Tafla jeziora niewzruszona przyjmuje na siebie kropelki deszczu. Porusza się rytmicznie. Zachęca.
    Chcę tak umrzeć. Poczuć się wolna. Lecieć jak ptak, frunąć jak we śnie, wzbić się w otchłań nicości. Wszystko jest lepsze od bycia tu. Nienawidzę świata, nienawidzę siebie.
     Koniec to początek. Najlepsze rozwiązanie.
     Wspinam się na barierkę. Czuję jak wiatr wplata się w moje włosy, mierzwi je. Rozkoszuję się chwilą, ostatnim momentem kiedy czuje, kiedy jestem.
     Łza spływa mi po policzku. Żegnam się ze światem, ze wspomnieniami. Żałuję wielu rzeczy, których już nie naprawię.

„Przyśni mi się piękny sen, że nie było mnie nigdy.”

    Jeden.
Schodzę na drugą stronę barierki.
    Dwa.
Zamykam oczy.
    I trzy…
Puszczam się. Lecę, wolna, wyzwolona, bez problemów, bez kłopotów.
    Wolna na zawsze…

________________________________________________
 
Notkę dedykuję  nowej czytelniczce :)  Maura, witaj na blogu C: mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej!
To właśnie jej komentarz zmotywował mnie do napisania tego rozdziału. Naprawdę miło gdy ktoś docenia moją pracę :)

Co do rozdziału to jestem średnio zadowolona, ale to na marginesie.
Na początek wszystko jest chaotycznie opisywane, ale osoba w stanie w jakim była Charlotte, nie jest wstanie racjonalnie myśleć
Mam nadzieję, że nie mieliście większego problemu ze zrozumieniem jej rozważań :>

4 komentarze:

  1. Super ,gratuluję kolejnego udanego rozdziału :) !

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie! Proszę, pisz dalej.
    A i mam pytanie...
    Czy część I i część II to jeden ciąg wydarzeń? Scott umarł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jeden ciąg tych samych wydarzeń :) Podzieliłam opowiadanie na części , bo w jednej z nich jest ukazywana historia Charlotte i Scotta, a w tej drugiej... ciąg dalszy historii Charlotte tyle że bez Scotta.
      I tak, Scott umarł zasłaniając Charlotte przed Avadą :/

      Usuń
  3. Jest dobrze, nie martw się :D Teraz zrobię sobie małą przerwę i gdy będę mieć więcej wolnego czasu poczytam ♥

    OdpowiedzUsuń

- Proszę o szczere komentarze, bo to one motywują mnie najbardziej :)
- Linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce SPAM :] (będzie mi łatwiej je ogarnąć)

Zapraszam na blogi mojej kolezanki :)

Obserwatorzy