niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 4

Zanim przeczytacie rozdział, to chciałam poinformować, że zmieniam odrobinę styl pisania. Po dłuższym zastanowieniu nad podsuniętym niedawno przez Erin pomysłem, stwierdziłam, że będę pisać w pierwszej osobie. Rzeczywiście łatwiej wtedy opisywać uczucia jakie targają bohaterką.
Jeśli jednak rozgrywać się będzie jakaś ważna scena, a główna bohaterka nie będzie brała w niej udziału, to opiszę to zdarzenie z punktu widzenia wszechwiedzącego obserwatora.
Teraz zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba :)
____________________________________

        Do pokoju przez bordowe zasłony wdzierało się poranne słońce. Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam, że wszystkie moje współlokatorki jeszcze śpią. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. W szybie zobaczyłam swoje okropne odbicie. Podkrążone oczy, opadnięte powieki, włosy sterczące na wszystkie strony. Nie przespana noc pozostawiła po sobie znaki.
        Uspokoiła mnie myśl, że z pomocą magii szybko okiełznam fryzurę, a niedoskonałości na twarzy zatuszuję korektorem. Nagle dotarło do mnie, gdzie miałam dzisiaj pójść. Szybko spojrzałam na zegarek. Pięć po siódmej.
- O cholera – zaklęłam pod nosem, po czym szybko porwałam pierwsze lepsze spodnie oraz T-shirt i wbiegłam do łazienki. Umyłam zęby i twarz, włosy związałam w wysokiego kucyka, a niesforne kosmyki poprzypinałam spinkami.
        Gdy opuściłam łazienkę, Parvati już nie spała.
- Gdzie się tak spieszysz? – zapytała zaspanym głosem.
- Muszę coś załatwić – odpowiedziałam wymijająco. – lepiej obudź już dziewczyny, bo potem się nie wyrobią – rzuciłam wychodząc z dormitorium.
         Pokój Wspólny świecił pustkami. Przebiegłam przez niego, równocześnie zastanawiając się, gdzie może teraz być Scott. W Wieży Astronomicznej na pewno już go nie zastanę. Pozostawała Wielka Sala. Z nadzieją udałam się w jej stronę.
         Pomieszczenie świeciło pustkami. Dostrzegłam kilka osób przy stole Ravenclaw’u i to wszystko. Nikogo więcej.
         Zrezygnowana odwróciłam się w stronę drzwi i ruszyłam przed siebie. Co teraz? Jak mam sobie poradzić bez różdżki?
         Kiedy kierowałam się w stronę schodów zobaczyłam Malfoy’a. Od góry do dołu wypełniła mnie nienawiść, której wybuch powstrzymałam. Draco był mi teraz potrzebny.
- Gdzie jest Scott? - spytałam niechętnie
- A do czego ci ta wiedza potrzebna? – odburknął nieprzyjemnym tonem.
- Książkę piszę. Gdzie on jest? – ponowiłam pytanie.
- Nie wiem, czy wyglądam jak jego niańka? -
- Niewiele ci brakuje. -
- Nie pozwalaj sobie Sanders. -
- Bo co? – zaśmiałam mu się w twarz.
- Zapomniałaś już co się stało szlamie? – wygiął wargi w kpiącym uśmieszku.
         Zagotowało się we mnie, miałam ochotę mu przywalić i już unosiłam rękę gdy nagle zza moich pleców rozległ się piskliwy głosik:
- Dracuśśś. – to była Pansy – dlaczego zadajesz się z tymi zdrajcami krwi z Gryffindor’u? – spojrzała na mnie z wyższością, po czym złożyła na ustach Ślizgona soczysty pocałunek.
         Z trudem powstrzymałam odruch wymiotny i ominęłam „cudowną” parę widząc, że nic juz nie zdziałam. Jak ta Parkinson mnie wkurza. Ślini się do każdego chłopaka, a Malfoy’owi to by najchętniej do tyłka wlazła. Nie wiem co faceci w niej widzą. Już spłuczka toaletowa jest bardziej pociągająca.
         Zrezygnowana i na dodatek z popsutym humorem ruszyłam w stronę obrazu Grubej Damy.
- Broda Merlina – mruknęłam, gdy już znalazłam się pod portretem.
         Weszłam do środka i zobaczyłam, że Pokoju Wspólnym jest kilkoro uczniów, głównie pierwszorocznych. Pewnie z podekscytowania nie mogli spać. Kiedy ja miałam 11 lat też nie mogłam doczekać się swoich pierwszych lekcji. Teraz na myśl o nauce zrobiło mi się niedobrze. Jak mam sobie poradzić bez różdżki?

*

        W dormitorium panował istny chaos. Na ziemi porozwalane były ubrania i książki, Lavender nie mogła znaleźć swojej ulubionej bluzki, a Alicja dobijała się do łazienki, w której od godziny siedziała Parvati. Leżałam na łóżku tempo wpatrując się w plan zajęć.

9:00 – Zaklęcia
10:00 – Transmutacja
11:00 – Transmutacja
12:00 - Numerologia
13:00 – 14:00 – przerwa na obiad
14:00 – Zielarstwo



         Ja to mam pecha, zaklęcia i dwie transmutacje jednego dnia. Ciekawe jak mam się obejść bez użycia magii.
- Lotty, gapisz się w ten świstek papieru już od pół godziny – przerwała moje rozmyślania Lavender, która wreszcie znalazła swoją bluzkę.
- Prosiłam cię, nie mów do mnie Lotty – odpowiedziałam beznamiętnie. – po co się tak stroisz? – dodałam po chwili, widząc strój koleżanki wystający spod rozpiętej szaty.
- Lavuś liczy na to, że wyrwie jakiegoś Ślizgona na dzisiejszych lekcjach – do rozmowy włączyła się Parvati, która opuściła już łazienkę oddając ją we władanie Alicji.
- Skąd wiecie, że mamy razem ze Slytherin’em? – spytałam, ignorując oburzoną minę Lavender.
- Czy ty w ogóle byłaś obecna na wczorajszej uczcie? Dumbledore mówił, że w ramach Roku Integracji każde zajęcia mamy ze Ślizgonami. – wyjaśniła Paravti.
- Chyba mi to umknęło – odpowiedziałam – nie wiem jak wy, ale ja idę na śniadanie, bo umieram z głodu. -
- Za chwilę do ciebie dołączymy. Poczekamy jeszcze na tą łamagę co siedzi w łazience. – zaśmiała się Pravati.
- Ktoś coś o mnie mówił? – Alicja wyrosła jak spod ziemi.
- Nie…- reszty rozmowy nie słyszałam bo opuściłam dormitorium.

*

          Teraz w WS panował ogromny tłok. Zmierzając do swojego stołu spostrzegłam Padmę w towarzystwie Anthony’ego żywo o czymś dyskutujących. Luna siedziała sama, na drugim końcu stołu i pochłaniała owsiankę.
          Usiadłam obok Ron’a, który zjadał już chyba trzecią porcję potrawki z bażanta.
- Przystopuj trochę, bo niestarzy ci miejsca na obiad – zażartowałam.
- On zawsze znajdzie miejsce na jedzenie – zaśmiał się Harry.
- Ej! Ja songle tu estem! – oburzył się rudzielec.
           Podczas gdy zajadałam się naleśnikami z jagodami przybyła reszta dziewczyn.
- O! Przyszłyśmy akurat na rozdawanie poczty – powiedziała wesoło Alice. Jej krótko ścięte brązowe włosy otulały szczupłą twarz, na którą nałożyła odrobinę make-up. W kruczoczarnych oczach zamigotały radosne iskierki, kiedy zobaczyła sowę od rodziców.
- Pierwszy dzień, a oni już piszą list – usiadła obok mnie, łapiąc paczuszkę podawaną jej przez sowę. Było w niej kilka czekoladowych żab i króciutki liścik.
          Ja nie oczekiwałam żadnego listu, dlatego moje zdziwienie było ogromne kiedy czarny puchacz wylądował tuż przede mną. Odwiązałam od jego nóżki świstek papieru i ptak od razu odleciał. Kiedy wzbił się w powietrze wyglądał majestatycznie. Jego ciemne skrzydła poruszały się z gracją na tle błękitnego nieba, jakie pokrywało dziś kopułę Wielkiej Sali. Oczarowana patrzyłam jak się oddala.
- Wow, co to za sowa? – usłyszałam zachwyconą równie bardzo jak ja Lavender.
- Chyba puchacz górski. Widziałam kiedyś podobnego na Pokątnej. – odpowiedziałam rozwijając liścik.

Biblioteka, teraz. OSTATNIA szansa. 
                                                     S.A.

         Nie zastanawiając się długo schowałam karteczkę do kieszeni szaty i wstałam od stołu.
- Do zobaczenia na zaklęciach – rzuciłam w ramach pożegnania. Miałam jeszcze jakieś półgodziny do rozpoczęcia lekcji.
         Nie wiedziałam, czy robię dobrze idąc na spotkanie ze Scott’em. Decyzję podjęłam pod wpływem impulsu i modliłam się, aby moja intuicja mnie nie zawiodła.

                                                           *

        Pchnęłam ciężkie drzwi biblioteki i weszłam do środka. Pani Pince siedziała przy swoim biurku przeglądając karty uczniów i nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Omiotłam wzrokiem wnętrze i spostrzegłam wysoką postać przeglądającą dział z książkami o zaklęciach obronnych. Podeszłam do niego.
- Myślałam, że śmierciożercy raczej atakują a nie bronią się. – zakpiłam, na co on tylko się uśmiechnął.
- Powinnaś mi dziękować, że daję ci drugą szansę.
- Jakiś ty miłosierny i dobry, że pozwalasz mi odzyskać coś co sam bezpodstawnie zabrałeś. – spojrzałam na niego wyczekująco.
- Chyba nie liczysz, że oddam ci ją za darmo? -
- Dobra, czego chcesz? – powiedziałam zrezygnowana. Wolałam mieć to już z głowy, niż targować się z tym idiotą.
- Umów się ze mną – powiedział poważnym tonem, choć z jego twarzy nie schodził uśmieszek.
Zaśmiałam się mu prosto w twarz. Niezły żarcik. Ja mam się z nim umówić? Niby dlaczego miałby tego chcieć. Nienawidzimy się od dawna, a on nagle ma kaprys randki ze mną. Coś mi tu nie gra.
- Bardzo śmieszne. A teraz na serio powiesz czego chcesz albo zabiorę ci moją różdżkę siłą. –
- Mówiłem całkowicie poważnie. – posłał mi jeden z jego aroganckich uśmiechów.
- Kpisz czy o drogę pytasz? W życiu się z tobą nie umówię, już bym wolała zjeść odchody hipogryfa. -
- Jesteś tego pewna? – zapytał.
- A słuchałeś mnie w ogóle? – głupie pytanie = głupia odpowiedź.
- W takim razie… - wyciągnął moją różdżkę z kieszeni szaty. – pożegnaj się ze swoja koleżanką. – chwycił ją za oba końce w celu przełamania.
- Nie zrobisz tego..- powiedziałam niepewnie i spojrzałam na jego twarz. Nie wyrażała żadnych emocji, tylko ten głupkowaty uśmiech, ładny uśmiech. Jezu, o czym ja teraz myślę?! On jest gotowy zniszczyć moją różdżkę.
- Zgoda – powiedziałam w geście poddania.
- Zgoda na co? – Scott grał w kotka i myszkę.
- Umówię się z tobą. A teraz oddawaj. –burknęłam, wyrwałam mu różdżkę i ruszyłam na lekcję zaklęć.

                                                                   *

                            ~W tym samym czasie. Gabinet Dumbleodre’a.~
      Ciszę panującą w gabinecie przerwało pukanie.
- Proszę – powiedział spokojnie dyrektor.
      W drzwiach ukazał się Malfoy. Wiedział dlaczego został wezwany, jednak nie żałował swoich czynów. Dumnie wszedł do pomieszczenia i spojrzał wyczekująco na Dumbleodre’a. Dyrektor wskazał mu krzesło naprzeciw biurka, za którym siedział.
– Myślę, że domyślasz się jaki jest powód mojego natychmiastowego wezwania cię tutaj. – powiedział poważnie – Wykroczenie jakiego się dopuściłeś jest wielce karygodne i musisz ponieść za nie odpowiednie konsekwencje. – mówił wciąż spokojnym, aczkolwiek stanowczym głosem. – Najpierw chciałbym się jednak dowiedzieć co było powodem takiego zachowania. – spojrzał na Malfoy’a wzrokiem, który wydawał się przeszywać duszę na wylot.
- Sądzę, że to nie pana sprawa, dyrektorze. – odpowiedział opryskliwie chłopak.
- Widzisz, spetryfikowanie kogoś jest bardzo poważnym czynem i srogo kara się czarodzieja, który użył tego zaklęcia bezpodstawnie. Próbuję ci pomóc, jednak skoro nie chcesz ze mną współpracować nie mogę nic już dla ciebie zrobić. -
- Jeśli myśli pan, że weźmie mnie na litość to niestety, ale się panu nie uda. – rzucił z pogardą Malfoy.
- Próbuję ci tylko uświadomić, że znajomości twojego ojca w ministerstwie nie zawsze wyciągną cię z kłopotów. – dyrektor wstał i podszedł do okna. – Przykro mi, ale zostajesz pozbawiony tytułu prefekta swojego domu. – dodał po chwili. - Do końca semestru w każdą sobotę będziesz również odbywał szlaban u pana Flich’a. – odwrócił się w stronę chłopaka i kontynuował – radzę ci w przyszłości bardziej uważać, na to jakie zaklęcia rzucasz. Następnym razem nie zostaniesz potraktowany ulgowo. – dodał poważnie.
           Twarz Malfoy’a nie wyrażała żadnych emocji, jednak w środku chłopaka panował istny chaos. „Jak on może pozbawiać mnie odznaki prefekta? Ojciec mnie zabije… Głupi Dumbledore, opiekun szlam i wyrzutków. Do tego szlaban u Filch’a. I to wszystko przez Granger. Ja się jej jeszcze odwdzięczę. Póki co powinna się cieszyć, że leży w SS i nie wchodzi mi w drogę” – to tylko ułamek myśli kłębiących się w głowie Malfoy’a.
- To wszystko co od ciebie chciałem. Możesz wrócić na lekcje. – zakończył, jak zawsze, spokojnym tonem Dumbledore.
          Chłopak skierował się do drzwi, w których po chwili zniknął. Dyrektor przez chwilę jeszcze wpatrywał się w widok za oknem, po czym wrócił do poprzednich zajęć.

7 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham, kocham, kocham! Boskie jest twoje opowiadanie z każdym odcinkiem jestem coraz bardziej bliska polubienia twórczości Rowling ;)

    Zapraszam do mnie na kolejny odcinek:
    http://tu-amor-hace-que-el-mundo-no-existe.blogspot.com

    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No i dobrze mu tak! A ja coraz bardziej lubie Scotta mrrr <3 No i umówiła się z nim co jest super. No i wszystkie lekcje ze Slizgonami *.* Pozdrawiam i czekam na kolejny wpis :*
    http://male-jest-wredne.blogspot.com ---> zapraszam na 13 rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Twoje opowiadanie jest bardzo dobrze napisane. Szkoda tylko, że tak mało osób tu wchodzi :(
    ***Zuzu***

    OdpowiedzUsuń
  5. ginny-harry-forever.blogspot.com/ zapraszam na mojego bloga. :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. pieknie piszesz <3 podoba mi sie za dajesz długie rozdziały :)
    zapraszam;
    szmaragdowytalizman.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

- Proszę o szczere komentarze, bo to one motywują mnie najbardziej :)
- Linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce SPAM :] (będzie mi łatwiej je ogarnąć)

Zapraszam na blogi mojej kolezanki :)

Obserwatorzy