MUZYKA : http://www.youtube.com/watch?v=gBcQjTKAOQI
Patrzę zrozpaczonym wzrokiem na ciało leżące tuż przede mną. Nie mogę
uwierzyć w to co się stało. Ciągle mam przed oczami wycelowaną we mnie różdżkę
Voldemorta i Scotta, który zasłonił mnie swoim własnym ciałem.
Dyszę ciężko pochylając się nad
chłopakiem. Już nigdy nie usłyszę jego śmiechu, nie popatrzę w te cudne
błękitne oczy przywołujące na myśl głębię oceanu, nie usłyszę żadnego głupiego
żarciku, on już nigdy się nie zaśmieje. Pierwsza łza spływa szybko moim prawym
policzkiem. W ślad za nią podążają inne. Płaczę bez opamiętania. Po tylu latach
zyskałam kogoś komu mogłam zaufać, powierzyć tajemnice, kogoś kto mnie
rozumiał. Dlaczego tak późno to zrozumiałam? I tak już za późno. Nie wskrzeszę
go, nie przywrócę mu życia. Czemu byłam tak egoistyczną idiotką i nie
dostrzegłam, co do niego czuję. Tak, kochałam go i nadal kocham. Trudno mi
spojrzeć w oczy miłości, ale w końcu złapała mnie w swoje sidła. Nie obchodzi
mnie czy to źle czy dobrze. Mam gdzieś, że zakochanie mąci ludziom w głowach,
daje ci pozorną wolność, większość decyzji podejmujesz patrząc przez pryzmat
drugiej osoby. Kochać to magiczne słowo, silniejsze niż każde zaklęcie. Tylko
dlaczego uświadamiam sobie to kiedy Scott jest już martwy?
Obserwuję twarz chłopaka, nie wyraża
żadnych emocji. Zamknięte oczy, lekko rozchylone usta. Śliczne włosy opadają
delikatnie na czoło tworząc artystyczny nieład. Kładę głowę Ślizgona na
kolanach. Robię to niezwykle delikatnie, jakbym bała się, że chłopak rozpłynie
się w powietrzu pod wpływem mojego dotyku.
Moje łzy skapują na jego
nieskazitelną skórę, tworząc na niej małe strumyczki. Tli się we mnie nadzieja
na cud. Może zadziała magia miłości, jak w tych wszystkich filmach z happy
endem, moje uczucie go uratuje i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Nic się nie dzieje. Scott jest tak
samo blady jak przed chwilą. Tak samo martwy.
- Nie zostawiaj mnie teraz. – szepczę, przerywając wszechobecną ciszę.
Zapominam o istnieniu czegokolwiek. Teraz jestem tylko ja i Scott. Chcę trwać w
tym stanie wiecznie. Tylko ja i on. – Kocham cię, rozumiesz? Kocham cię idioto!
– znowu płaczę. Jestem taka bezsilna, nic nie mogę zrobić. Dlaczego dopiero w
obliczu straty rozumiemy, jak wiele mogliśmy zmienić? Ile spraw mogliśmy
rozegrać inaczej? Być lepszymi ludźmi? Coś co wcześniej nie miało dla nas
znaczenia, teraz wydaje się być ogromnym skarbem, który bezpowrotnie utonął na
dnie oceanu. Ktoś kiedyś powiedział, że śmierć jest jedynie przecinkiem w
zdaniu naszego życia. Co jest więc jego końcem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
- Proszę o szczere komentarze, bo to one motywują mnie najbardziej :)
- Linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce SPAM :] (będzie mi łatwiej je ogarnąć)