wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 12

MUZYKA : http://www.youtube.com/watch?v=gBcQjTKAOQI


      Patrzę zrozpaczonym wzrokiem na ciało leżące tuż przede mną. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Ciągle mam przed oczami wycelowaną we mnie różdżkę Voldemorta i Scotta, który zasłonił mnie swoim własnym ciałem.
      Dyszę ciężko pochylając się nad chłopakiem. Już nigdy nie usłyszę jego śmiechu, nie popatrzę w te cudne błękitne oczy przywołujące na myśl głębię oceanu, nie usłyszę żadnego głupiego żarciku, on już nigdy się nie zaśmieje. Pierwsza łza spływa szybko moim prawym policzkiem. W ślad za nią podążają inne. Płaczę bez opamiętania. Po tylu latach zyskałam kogoś komu mogłam zaufać, powierzyć tajemnice, kogoś kto mnie rozumiał. Dlaczego tak późno to zrozumiałam? I tak już za późno. Nie wskrzeszę go, nie przywrócę mu życia. Czemu byłam tak egoistyczną idiotką i nie dostrzegłam, co do niego czuję. Tak, kochałam go i nadal kocham. Trudno mi spojrzeć w oczy miłości, ale w końcu złapała mnie w swoje sidła. Nie obchodzi mnie czy to źle czy dobrze. Mam gdzieś, że zakochanie mąci ludziom w głowach, daje ci pozorną wolność, większość decyzji podejmujesz patrząc przez pryzmat drugiej osoby. Kochać to magiczne słowo, silniejsze niż każde zaklęcie. Tylko dlaczego uświadamiam sobie to kiedy Scott jest już martwy?
     Obserwuję twarz chłopaka, nie wyraża żadnych emocji. Zamknięte oczy, lekko rozchylone usta. Śliczne włosy opadają delikatnie na czoło tworząc artystyczny nieład. Kładę głowę Ślizgona na kolanach. Robię to niezwykle delikatnie, jakbym bała się, że chłopak rozpłynie się w powietrzu pod wpływem mojego dotyku.
     Moje łzy skapują na jego nieskazitelną skórę, tworząc na niej małe strumyczki. Tli się we mnie nadzieja na cud. Może zadziała magia miłości, jak w tych wszystkich filmach z happy endem, moje uczucie go uratuje i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
     Nic się nie dzieje. Scott jest tak samo blady jak przed chwilą. Tak samo martwy.
- Nie zostawiaj mnie teraz. – szepczę, przerywając wszechobecną ciszę. Zapominam o istnieniu czegokolwiek. Teraz jestem tylko ja i Scott. Chcę trwać w tym stanie wiecznie. Tylko ja i on. – Kocham cię, rozumiesz? Kocham cię idioto! – znowu płaczę. Jestem taka bezsilna, nic nie mogę zrobić. Dlaczego dopiero w obliczu straty rozumiemy, jak wiele mogliśmy zmienić? Ile spraw mogliśmy rozegrać inaczej? Być lepszymi ludźmi? Coś co wcześniej nie miało dla nas znaczenia, teraz wydaje się być ogromnym skarbem, który bezpowrotnie utonął na dnie oceanu. Ktoś kiedyś powiedział, że śmierć jest jedynie przecinkiem w zdaniu naszego życia. Co jest więc jego końcem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

- Proszę o szczere komentarze, bo to one motywują mnie najbardziej :)
- Linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce SPAM :] (będzie mi łatwiej je ogarnąć)

Zapraszam na blogi mojej kolezanki :)

Obserwatorzy