piątek, 20 września 2013

Rozdział 17



Chodzę w kółko po podziemiach Hogwartu mając cichą nadzieję, że znajdę loch, o którym była mowa w tajemniczej księdze. Nie żebym wierzyła w tą dziwną przepowiednię, wskazówkę czy cokolwiek to było. Ja myślę racjonalnie i nie ufam takim rzeczom. To tylko moja ciekawość.
    „Wmawiaj sobie. Chcesz go odzyskać” – odzywa się piskliwy głosik w mojej głowie, który natychmiast uciszam. Za późno. Scott wdarł się już do mojego umysłu i właśnie oglądam film streszczający wszystkie nasze wspólne przeżycia.
    Dziesięciolatki na huśtawce, transmutacja dżdżownicy, pierwszy rok w Hogwarcie, wpadka w gabinecie dyrektora, a na koniec wizja jego bladej twarzy. Martwe ciało, bezwładne kończyny, zamknięte na zawsze oczy.
     Zagryzam wargi równocześnie zaciskając mocno powieki. Łzy mimo wszystko przedzierają się na zewnątrz. Nienawidzę go. Nienawidzę go za to, że tak bardzo mi na nim zależy.
     Emocje kumulują się we mnie jak piłeczki w maszynie lotto po zwolnieniu blokady.  Przeskakuję z nogi na nogę, próbując się uspokoić. Nie wytrzymuję i uderzam pięścią w ścianę. Czuję ból przeszywający moją dłoń.
     Siadam na zimnej posadzce i roztrzęsiona opieram się o ścianę. Odchylam głowę do tyłu i oddycham głęboko. Ciągle trzymam się za pulsującą rękę. Ból powoli mnie opuszcza. Tak samo jak wspomnienia Scotta.
     Zastanawiam się czy wszystko ze mną w porządku. Za każdym razem gdy pomyśle o tym nieszczęsnym Ślizgonie albo próbuję się zabić, albo samookaleczyć. Pojęcie toksycznej miłości nabrało dla mnie nowego znaczenia.
   Mój oddech się uspokaja, czuję jak serce zwalnia, dłoń już nie boli. Chcę ruszać dalej. Przeszkadza mi w tym mały szczegół. Ściana za moimi plecami nagle znika. Oszołomiona próbuję odzyskać równowagę – na darmo.
   Nie wyczuwam już pod sobą zimnej posadzki, pochodnie nie oświetlają już przestrzeni, w którą spadam, korytarz oddala się coraz bardziej, a ja czuję się niczym Alicja spadająca w dół króliczej nory. Z tą różnicą, że ona nie miała różdżki.
   Uśmiecham się szyderczo i sięgam do kieszeni w której zawsze trzymam mój magiczny kij. Ze zdziwieniem odkrywam, że go tam nie ma.
  „Będzie bolało” to ostanie co zdążam pomyśleć przed utratą przytomności.
*
     Zaraz po przebudzeniu czuję pulsujący ból z tyłu głowy. Lekko oszołomiona otwieram powoli oczy i próbuję dojść do siebie. Z początku nie widzę nic poza paroma jasnymi plamkami, które po kilku minutach okazują się być pochodniami. Podnoszę się do pozycji siedzącej i już w lepszym stanie rozglądam ostrożnie po pomieszczeniu.
    Ciemne, dotknięte przez czas, ceglane ściany, są pełne ubytków, a pokrywające je masy pajęczyn przyprawiają mnie o mdłości. Od dziecka bałam się pająków. Co kilka metrów rozmieszczone są pochodnie rzucające światło na całe pomieszczenie. Spoglądam w górę i równocześnie łapię się za bolącą potylicę, próbując ignorować ból. Sklepienie ma kształt półkola i z niego również zwisają masy pajęczych sieci oblepione kurzem.  Niepokoi mnie jeden fakt. Nigdzie nie ma drzwi. Sprawdzam ponownie, ale nie znajduję wyjścia. Za to w jednym z rogów dostrzegam zarys jakiegoś przedmiotu. Może pomoże mi on wydostać się stąd.
   Postanawiam wziąć się w garść i sprawdzić co to. Z obrzydzeniem podpieram się o ścianę pełną pajęczyn i ostrożnie wstaję. Mimo starań kręci mi się w głowie. Pomieszczenie wesoło wiruje dookoła, a ja czuję się jak na karuzeli dla dzieci.
    Mimo wszystko powoli ruszam w stronę niezidentyfikowanego obiektu, nie puszczając nawet na moment ściany. Gdy jestem wystarczająco blisko by cokolwiek zobaczyć zamieram w bezruchu, a z moich ust wydobywa się donośny krzyk.
     To co widzę, to nie żaden przedmiot, a ciało. Martwe, rozszarpane leżące w kałuży krwi. Nie dowierzam własnym oczom. Szczątki wyglądają jakby ktoś przepuścił je przez maszynkę do mielenia.
     Zszokowana nie mogę oddychać, trzęsę się. Stoję sparaliżowana przerażeniem i tylko gapię się na wystające z brzucha ofiary wnętrzności. Adrenalina powstrzymuje mdłości.
     Staram się trzeźwo myśleć, jednak wnioski, do których dochodzę wywołują jeszcze większy lęk niż przedtem. Ta osoba nie okaleczyła się sama i prawdopodobnie ktoś kto jej to zrobił, jest w pobliżu.
    Moje serce przyspiesza i próbuje przez klatkę piersiową wydostać się na zewnątrz. W gardle mam wielką gulę, której nie potrafię przełknąć. Opanowuje mnie strach, przestaję kontrolować swoje zachowanie.
    Z odrętwienia wyrywa mnie coś oślizgłego co właśnie przepełzło koło mojej nogi. Na myśl nasuwa mi się najgorsze. Odrywam wzrok od trupa i wpadam w panikę. Zaczynam biegać po pomieszczeniu, walić w ściany, krzyczeć, wzywać pomocy. Zachowuję się jak tępa blondynka z mugolskich horrorów. Jednak kiedy człowiek jest opanowany przez lęk, kiedy boi się o własne życie, a fakt śmierci jest coraz bliższy, myślenie racjonalne to ostatnia rzecz na jaką mózg ma ochotę.
    „Ogarnij się” powtarzam w myślach, równocześnie panikując. W końcu, po długich i żmudnych próbach, udaje mi się opanować. Staję w bezruchu na środku pomieszczenia i czekam. Wertuję wzrokiem każdy, nawet najmniejszy skrawek pomieszczenia. Każdą cegiełkę, pajęczynę, pochodnię. Zło może czaić się wszędzie.
    Słyszę głośny syk za plecami i odwracam się błyskawicznie. Nic nie widzę. Ten sam odgłos z prawej strony, a sekundę potem z lewej. Czuję się osaczona, zamknięta w niewidzialnej klatce i czekająca na swój los.
    Teraz pokój obiega cisza i tylko mój nierówny oddech odbija się echem od ścian.   I wtedy spostrzegam je. Wpatrują się we mnie znad zmasakrowanego trupa.
Ciało ich właściciela ukryte jest w cieniu, jednak ta para ślepi wystarczy, by śmiertelnie mnie przerazić. Wąskie, zielone oczy rejestrują każdy mój ruch, każde mrugniecie, oddech. Są wściekłe. Są nienawistne. Są głodne. Głodne ludzkiego mięsa, krwi, bólu.
    Nie myślę. W mojej głowie dudni tylko jedno słowo. „Śmierć”. Kilka godzin temu prawie popełniłam samobójstwo, a teraz nie chcę umierać. Już rozumiem, dlaczego faceci nie nadążają za tokiem myślenia kobiet. Ja sama nie nadążam.
    Znowu słyszę ten przeraźliwy syk, a z cienia wyłania się oślizgłe stworzenie mrożące krew w żyłach. Rozpoznaję go. To Nagini, wąż Voldemorta. Pełznie powoli w moją stronę, wystawiając co chwilę długi, szpiczasty język. Łuski zwierzęcia mienią się światłem pochodni, a w jego oczach dostrzegam coś więcej niż wcześniej. Żądzę mordu, która jest nieodłączną częścią instynktu drapieżcy.
    Im bardziej wąż się przybliża, tym dalej się cofam. Wiem, że w końcu napotkam ścianę, że w końcu umrę. W naturze człowieka leży jednak oddalanie złych przeżyć na jak najdłuższy okres czasu, choć wiemy, że i tak będziemy musieli się z nim uporać.
    Tak też zyskuję dodatkowe kilka sekund życia. Niestety ściana okazuje się być wyjątkowo blisko i już po chwili czuję na plecach jej chropowatą powierzchnię. Zamykam oczy. Nic nie widzę, nic nie czuję. Życie nie przelatuje mi przed oczami, nie widzę żadnego światełka ani tunelu. Po prostu jest mi przykro. Cholernie przykro, że teraz, kiedy wreszcie zyskałam nowy cel w życiu, wszystko się wali. Tak, chcę uratować Scotta i nawet jeśli cała ta głupia rymowanka  jest kupą bzdetów, to chcę spróbować.
     Przyłapuję się na jednej rzeczy. Znowu, w obliczu śmiertelnego zagrożenia, uświadamiam sobie, jak cenie niektóre wartości i co jest dla mnie ważne. Po raz kolejny ukrywałam przed własnym sercem, czego chcę i po raz kolejny rozumiem to, gdy jest za późno. Zastanawiam się czemu bronię się przed miłością, po co ukrywam uczucia? Jest jeszcze jedna myśl, która mi towarzyszy: dlaczego, na brodę Merlina, to umieranie tak długo trwa?
    Strach sprawia, że trzymam powieki mocno zaciśnięte i nie chcę ich otwierać. Widok jaki mnie czeka, na pewno nie jest tym, co chcę zobaczyć w ostatnich chwilach życia.  Słyszę dziwny szum i stukot po lewej stronie i zaciskam ze stresu pięści. Nie sądziłam, że najtrudniejszym wyborem jaki przyjdzie mi w życiu dokonać, będzie decyzja o otwarciu oczu.
     W końcu głośny świst, syk i zgrzyt metalu o ziemię wywołują u mnie warunkowy odruch i rozchylam powieki. Przygotowana na najgorsze, dziwię się na widok, który zastaję.
    Przede mną stoi zdyszany Draco, z zakrwawionym mieczem w ręce i bojowym wyrazem twarzy. U jego stóp spoczywa teraz już martwa głowa ulubionego zwierzaka Voldemorta.
___________________________
I oto znowu ja. Kłamca i oszukista. Rozdział po prawie miesiącu, za co przepraszam. Zaczyna mi brakować pomysłów i pisanie sprawia mi większą trudność niż kiedyś. Dawniej słowa same pchały mi się na klawiaturę, a teraz muszę zmuszać się, żeby napisać coś w miarę przyzwoitego. Mam nadzieję, że to mnie.
Poza tym szkoła, egzaminy, nauka. Codziennie udaje, że się uczę, siedząc na fb i narzekając, że nic nie umiem na sprawdzian ;__;
Ale to tyle narzekania. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Jeszcze raz przepraszam i zwracam się do Was z jedną prośbą:
CZYTACIE = SKOMENTUJCIE
(to naprawdę motywuje)

10 komentarzy:

  1. Wiem,życie ucznia też jest ciężkie.Na szczęście rozdział już jest :) Powróciłaś w blasku chwały ^^
    Spokojnie,wena w końcu przyjdzie i razem stworzycie coś niesamowitego :)
    Pająki.Też ich nienawidzę.Jakiekolwiek by one nie były czy małe czy duże.Zawsze jak widzę pająki,to uciekam w drugą stronę,wolną od nich stronę :/
    No i to tajemnicze lochy.Pajęczyny,zwłoki i wąż.Aż mnie dreszcze przeszły.Na szczęście zjawia się Draco.
    Jak dla mnie rozdział jest świetny i nie ma co się w tej sprawie oszukiwać.Jak pisałam,wena na pewno wkrótce przyjdzie.Potrzeba tylko czasu i wiary w siebie ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu tego rozdziału mam dużą chęć na więcej i więcej, tak więc przeczytam na razie jeszcze czwarty rozdział i gdy będę mieć czas przeczytam pozostałe rozdziały ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładnie piszesz. Kocham twoje opisy. Proszę Cię serdecznie, pisz dalej, bo masz naprawdę, naprawdę olbrzymi talent, dziewczyno ! :)
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
    Lily

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do "The Liebster Blog Award" :) Więcej informacji tutaj -->http://sny-aniola.blogspot.com/p/nominacje.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne naprawde. Twoje opisy są genialne, aż ciarki przechodzą w niektórych momentach. Masz ogromny talent... Pisz dalej, bo nie mogę się już doczekać dyszach części :D
    W między czasie wpadnij do mnie http://sercenamurawie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

- Proszę o szczere komentarze, bo to one motywują mnie najbardziej :)
- Linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce SPAM :] (będzie mi łatwiej je ogarnąć)

Zapraszam na blogi mojej kolezanki :)

Obserwatorzy